sobota, 15 marca 2003

Dzika orchidea

- Papierosa? – Szymon przechylił się przez łóżko i sięgnął po pudełko. Jarek leniwie uniósł głowę.
- Nie, dzięki – podciągnął kołdrę na plecy. – Nie powinienem palić.
- To może jeszcze trawki?
- Jestem porządnym chłopcem – zamruczał.
- Przed chwilą nie byłeś taki drobiazgowy – Szymon jednym haustem dopił drinka. – Nie wmówisz mi, że mama pochwaliłaby akrobacje, które tak pilnie ćwiczymy. "Synku, pamiętaj: seks analny jest niehigieniczny. I nie łykaj spermy, tak łatwo o infekcję górnych dróg oddechowych" – parsknął śmiechem.
- Jesteś wulgarny.
- W tym mój urok – dmuchnął Jarkowi dymem w twarz.
- Odrobina ogłady z pewnością by nie zaszkodziła.
- To nie dzięki ogładzie przed chwilą krzyczałeś. Ooooooo tak! Taaak! Jeszcze! – zaintonował śpiewnie.
Opadł na Jarka całym ciężarem i zdecydowanym ruchem sięgnął między nogi.
- Przyznaj się: kochasz to ze mną robić – wydyszał mu do ucha. – Lubisz, kiedy tak cię dotykam, prawda? Nie mogę się przy tobie opanować. Znów jestem mokry… Ten twój tyłek… kiedyś się wykończę.
- Może odstaw używki? – Jarek bez przekonania próbował go zrzucić.
Zniecierpliwiony ale i rozbawiony, z uwagą obserwował, jak szybkie efekty przynoszą zabiegi kochanka. Dopiero co padli wyczerpani po godzinie intensywnego seksu, miał wrażenie że Szymon wyssał go do szpiku, a wystarczył jeden stanowczy dotyk, by znów poczuł mrowienie na całym ciele.
Ze strachem myślał, co ten facet z nim robi. Nigdy nie zastanawiał się nad swoim życiem seksualnym, teraz wydawało mu się, że w ogóle nie istniało. W ciągu kilku dni dowiedział się o swoim ciele więcej, niż przez poprzednie lata. Daleko mu do pruderii, nigdy nie stronił od przygód, a przecież niektóre pieszczoty Szymona krępowały go.
Dopadał go wszędzie: w windzie, na przystanku autobusowym, w samochodzie, w toalecie restauracji, w kinie. Seks rano, wieczorem i w środku nocy, kiedy – na wpół rozbudzony – pozwalał na wszystko niepewny, czy to co robią w ogóle jest możliwe.
Czasem dopiero fizyczny ból uświadamiał mu, że nie śpi.
Kiedy na jednej z ostatnich narad zareagował wzwodem na znaczące wibrowanie komórki, najpierw się przeraził, potem roześmiał, zwracając na siebie uwagę. Przeprosił i dyskretnie wsunął rękę do kieszeni. Świadomość obecności osób postronnych dodawała aktowi niewypowiedzianego kolorytu. Przypomniał sobie podobne praktyki z czasów szkolnych, kiedy w ostatniej ławce zabawiał się ze sobą na nudnych lekcjach historii.
Kiedy opowiedział o tym Szymonowi, ten bez namysłu zabrał go do gimnazjum w centrum miasta. Przemykali schodami niczym złoczyńcy. Zaszyli się na strychu, zagraconym zdezelowanymi ławkami i krzesłami. Serce Jarka łomotało jak oszalałe, w uszach kołatały krzyki i śmiechy z korytarzy, w nozdrza biła wilgoć płyt meblowych, a palce Szymona dokonywały rzeczy niemożliwych. Dzwonek świdrował w mózgu, gdy otępiały osunął się na szkolny blat.
"To jakieś pieprzone dziewięć i pół tygodnia", powiedział Dario, wysłuchawszy co pikantniejszych opowieści: o nocnej kolejce, o bramie sopockiej kamienicy. "I mówię ci, tak samo się skończy!"
Jarek skwitował ostrzeżenie demonstracyjnym wzruszeniem ramion, choć sam wyczuwał w działaniach Szymona pierwiastek destrukcyjny. Póki co jego dekadentyzmem fascynował go, z lubością przystawał na coraz to nowe pomysły.
Z dnia na dzień nabierał chęci do życia, przepełniała go nieznana dotąd energia, zmory przeszłości zniknęły. Z niecierpliwością czekał popołudnia, wolnej chwili, kolejnej nocy, z trudem skupiał się na obowiązkach. Gdy biegł po schodach do mieszkania Szymona, drżał jak małolat przed sekretną randką. Czuł się zniewolony i wolny jednocześnie. Cóż nawet, jeśli miałoby to trwać kilka tygodni? Dziś gotów był zrobić dla niego wszystko.


Pocałunki ustały, obezwładniający ciężar ustąpił. Jarek zastygł w oczekiwaniu na ciąg dalszy.
- Powiedz tatusiowi: co kochasz najbardziej? – Szymon zsunął się zwinnie, Jarek poczuł jego język na wewnętrznej stronie ud.
Zamknął oczy, pod powiekami przesuwały się ledwie widoczne cienie. Wśród nich mignęła twarz Roberta, ale natychmiast zniknęła, spłoszona kolejnym jękiem.
W tym samym momencie zadzwoniła komórka. Zanim się zorientował, Szymon już jej dopadł, ucinając nieznośne ćwierkanie.
- Tak słucham? - rzucił do mikrofonu. – E, owszem, już daję…
Podsunął aparat. Jarek spojrzał pytająco, ale było za późno.
- To już chyba etat – odezwał się Robert po drugiej stronie. – Skąd go wziąłeś, z katalogu?
Jarek milczał dyplomatycznie. Ich ostatnie rozmowy przebiegały dramatycznie, wśród monologów, pełnych żalów i pretensji. Kiedy nie odpowiadał na telefony, Robert dzwonił z numerów, których nie potrafił zidentyfikować.
- Bez paniki – najwyraźniej wyczuł jego obawy – nie będzie scen. Nie dzwonię w naszej sprawie.
Tym razem z jego głosu przebijał spokój i pogoda ducha. Jarek odezwał się w końcu, wciąż wietrząc nieprzyjemny podstęp.
- Mianowicie?
- Przejdę do rzeczy, żeby nie marnować waszego cennego czasu – drobnej złośliwości nie mogło zabraknąć. - Znasz Troya, prawda?
- No, kojarzę… - zaczął Jarek ostrożnie.
- Pół roku temu zmarła mu matka.
- Wiem…
- Mieszka z ojczymem, który ostatnio urządza mu w domu prawdziwe piekło. Zeszłej nocy musiał spać u sąsiadów, prawie doszło do rękoczynów.
Zdecydowanym ruchem odsunął Szymona, który próbował oderwać mu słuchawkę od ucha.
- Słyszałem, że wasze mieszkanie, to znaczy Darka, jest bardzo duże - ciągnął Robert - szukał zdaje się kogoś na trzeciego…
- Nie było chętnych - potwierdził Jarek.
- Jeśli nie macie nikogo, pomyślcie o Troyu. Chłopak powoli wymięka, długo tak nie pociągnie.
- Podobno ma kogoś nowego?
- Nic się przed tobą nie ukryje – uśmiechnął się Robert. – Adam jest niezależny i nawet chętny, ale Troy nie chce wchodzić w niepewne układy. To młoda historia, rozumiesz chyba?
Jarek zastanowił się szybko. Do Troya nic nie miał, a perspektywa obniżenia czynszu przemawiała mu do przekonania.
- Czemu nie. Uprzedzałeś go, że to pokój przechodni?
- Skąd mogłem wiedzieć. Dogadajcie się sami. Mogę podać twój numer?
- Spoko.
- No cóż. Dzięki za pomoc. – Robert zawiesił na sekundę głos. Potem powiedział: - To tyle. Trzymaj się ciepło.
- Dzięki. A jak tam u ciebie?

- Spoko. Pogadamy kiedy indziej.
- To na razie.
- Pozdrowienia dla Zwierzaka – Robert znów się uśmiechnął. – Głos ma słodki.
Rozłączył się. Jarek odłożył komórkę.
- Czego chciał? – zapytał kąśliwie Szymon. – Znowu histerie?
- Nie – Jarek podniósł się i ruszył do drzwi – zaraz wracam.
W łazience spojrzał w lustro i przejechał palcami przez włosy. Nagle poczuł się zmęczony. Przysiadł na brzegu wanny, oparł się o ścianę i przymknął oczy.

Blog Okroochy stanowi część platformy QueerPop.pl (cc) 2005-2008 by pietras
Wszystkie teksty autorstwa pietras/koosie/kusy/Marcin Pietras na tej stronie objęte są licencją
Creative Commons 2.5PL (Uznanie autorstwa - Użycie niekomercyjne - Bez utworów zależnych)