- Mysiu, nie wiesz, gdzie położyłem wyciągi bankowe?
Jacek oderwał wzrok od monitora. Krzyś stał wsparty o framugę z pytającym wyrazem twarzy. Wyglądał ponętnie w długich bokserkach i popielatej bluzie. Jacek pomyślał, że za te nogi w grubych, wełnianych skarpetach oddałby cały świat. Od niedawna mógł się nimi cieszyć na co dzień i umiał to docenić. Z trudem oderwał wzrok od ideału.
- Ostatni raz widziałem cię z nimi w kuchni – stwierdził.
- I co z tego – westchnął Krzyś. – Tyle to i ja pamiętam. Chyba masz za dużą kuchnię, niestety… - znów westchnął zabawnie i obrócił się na pięcie.
- Nigdy tak o niej nie myślałem – uśmiechnął się Jacek. – Poza tym to nasza kuchnia – napomniał głośniej.
Postanowił zrobić krótką przerwę i ruszył śladem Krzysia. Skręcił, by zgasić światło w łazience, i zgarnął stos reklamówek z szafki w przedpokoju. Krzyś przeszukiwał w kuchni kolejne szuflady, niecierpliwie potrząsając czupryną.
- Nie tego przypadkiem szukasz? – podsunął mu wydruki.
- Aaaaaa… owszem. Podobno nie wiesz, gdzie są – Krzyś próbował odebrać papiery, jednak Jacek cofnął rękę.
- Nie tak szybko – pokręcił głową. – Gdybym ci powiedział od razu, nie mógłbym wystąpić o znaleźne.
- A występujesz? – w głosie Krzysia zabrzmiała wyraźna nadzieja. – Myślałem, że masz pilną robotę.
- Aż taka pilna nie jest – Jacek odłożył na bok ulotki i objął go wpół. – Zaczeka godzinkę…
Krzyś oparł głowę na jego ramieniu.
- To nierozsądne. Mister Pierdziuliński poczuje się rozczarowany twoją postawą. Zobaczysz, obetnie ci premię!
- Nie dowie się. Poza tym wszystko przez ciebie, na pewno by zrozumiał. Wystarczy spojrzeć… – wsunął dłonie pod krzysiową bluzę. – Wciąż mnie zadziwia, jaki jesteś gorący – wyszeptał mu do ucha.
- To jeszcze nic – Krzyś obrócił się wpół i polizał go po szyi. – Spróbuj niżej…
- Aż się boję.
Bał się naprawdę. "Takie historie się nie zdarzają", pomyślał nie po raz pierwszy. Zastanawiał się bez przerwy od ponad trzech miesięcy.
Poznali się w klubie, za sprawą Pi, który z przekąsem przedstawił Krzysia jako najgorętszy towar w mieście i okolicach. Cztery lata młodszy, przystojny w niemal uniwersalny sposób, po dwóch fakultetach, rozpoczynał błyskotliwą karierę w agencji reklamowej.
Pierwsze spotkania Jacek traktował niezobowiązująco: dawno nauczył się z dystansem podchodzić do nowych znajomości. Chadzali do kina, na imprezy, do restauracji. Krzyś żywił najwyraźniej coraz konkretniejsze zamiary, a gdy po kilku tygodniach zaproponował wspólny wypad w góry, Jacek zaniepokoił się nie na żarty. Dotąd musiał zabiegać o względy mężczyzn i przywykł do myśli, że żadnego nie utrzyma na dłużej. Tymczasem chłopak, o którym mógł tylko marzyć, najwyraźniej interesował się nim na serio: po powrocie z Zakopanego oznajmił rodzicom, że znalazł mężczyznę swego życia, spakował się i przeprowadził.
Jak gdyby nigdy nic.
Co w nim widział? Jacek dobiegał trzydziestki, pracował w biurze rachunkowym, celebrował prawdziwie starokawalerskie nawyki. O swojej urodzie mawiał "szok’n’go", nie był wylewny i raczej nie gustował w życiu towarzyskim. Przyjaciele określali go pieszczotliwie mianem wyemancypowanego kołtuna. Czym mógł zaimponować komukolwiek? Czym zainteresował Krzysztofa?
- Boję się sparzyć – wyszeptał bezradnie.
- Nie ma powodu – usłyszał spokojny głos. - Daj rękę, poprowadzę…
Poprowadził. Pocałunek smakował gorzko aromatem popołudniowej kawy. Jacek kochał popołudniową kawę Krzysia.
Świergot telefonu zaskoczył ich na podłodze. Słuchawka leżała na blacie. Zastygli spleceni w oczekiwaniu na kolejny sygnał. Przeczekali także trzeci.
- Nie odbieraj – słowa Krzysia płynęły bezgłośnie z oddechem. – To na pewno Kasak. Nagra się.
- Nie o tej porze – pokręcił głową Jacek. – Poza tym zadzwoniłby na komórkę.
Aparat znów się odezwał. Jacek wyśliznął się spod Krzysia i sięgnął po omacku do góry.
- Słucham?
- No cześć, co porabiacie?
- Zgadnij – znacząco zawiesił głos.
- Czyżby to, co myślę…? – Robert zachłysnął się teatralnie.
- Owszem – Jacek nie krył satysfakcji.
- Ups. Sory. Nie wiedziałem.
- Nie mogłeś wiedzieć – stwierdził tonem, który mówił raczej "nie mogłeś trafić inaczej". Robert jakby słyszał jego myśli.
- Ale mogłem przypuszczać – zachichotał. – Młodzi, świeżo sparowani… Jak wam się żyje na wspólnym gospodarstwie?
- Jak najlepiej – myśl o własnym szczęściu natychmiast nastroiła go pozytywnie. Spojrzał w dół na Krzysia, półnagiego, pośród rozrzuconej odzieży, z rękoma pod głową. "Kto to?", odczytał z ruchu warg. "Robert", odpowiedział, pochylił się i pocałował go w policzek.
– Powoli przestajemy się zadeptywać – powiedział wymijająco. Nie miał ochoty zbytnio się rozwodzić. – A co u ciebie? Nie odzywasz się jakoś ostatnio.
- Nie narzekam. Grudzień mnie wprawdzie nastraja jakoś zimowo, ale poza tym wszystko w porządku.
- A to już grudzień? – zdziwił się Jacek. – Nie zauważyłem…
Z rozrzewnieniem obserwował Krzysia, który wstał, zebrał rzeczy z podłogi i nastawił wodę. Przez chwilę studiował naklejki na puszkach z herbatą, a gdy dotarł do ulubionej, nasypał odpowiednią ilość do filtra i umieścił go w czajniczku.
- I co? – zapytał, ledwie Jacek odłożył słuchawkę.
- Umówiliśmy się pojutrze w mieście.
- Tyle słyszałem. Coś się stało? – usiadł na podłodze, oparł się o ścianę i przyciągnął Jacka do siebie.
- Nie wiem, chyba tak - stwierdził z wahaniem, moszcząc się między jego udami. - Chociaż może to tylko wrażenie.
- Cóż, Robi miewa swoje nastroje…
- Okresowo. Idziemy wybierać jakieś meble.
- Przeprowadzają się? Remont?
Jacek pokręcił głową.
- Raczej potrzeba odmiany – powiedział.
Przeczucie podpowiadało mu, że Robert nie zadzwonił ot tak, żeby pogadać, ani nawet żeby się umówić. W jego głosie wychwycił dobrze znany rodzaj niepokoju, jednoznaczny sygnał, że coś jest nie w porządku. Czyżby pokłócił się z Jarkiem? Kolejna scysja z ojcem? Na odpowiedź przyjdzie zaczekać: zanim Robert dojrzeje do zwierzeń, minie zapewne przynajmniej kilka dni.
- Jak znam życie, Jarek jeszcze o niczym nie wie – roześmiał się Krzyś. – Roberto podejmuje najważniejsze decyzje…
- Niekoniecznie, Słonko - zadumał się Jacek. - Otóż niekoniecznie.
Krzyś myślał już o czym innym. Oplótł go ramionami i pocałował w kark.
- Pal sześć ich obu – wyszeptał – wiesz, na co mam ochotę?
Jacek zamknął oczy. Podbrzusze Krzysia niemal parzyło przez cienki materiał spodenek. Ciepło przenikało go na wskroś. Czuł się bezpiecznie.
- Na herbatę? – uśmiechnął się przekornie. - A praca?
Krzyś oderwał usta od jego ucha.
- Może poczekać – zamruczał. – Sam mówiłeś.
Czajnik elektryczny pstryknął. Świat znów przestał istnieć.