nasze strony | QueerPopBlog | QueerComiXXX | SensOralia | Okroochy | Paproochy | KokoDeBiżu | Koosalagoop | QueerPop.pl
niedziela, 4 stycznia 2004
Rodzina zastępcza
Darek z ulgą odwiesił kurtkę. Od rana kursował po mieście, załatwiając sprawy, nawarstwiające się od tygodni. Temperatury skoczyły gwałtownie do góry, zaskakując najzagorzalszych zwolenników wiosny: z ledwością wytrzymywał w skórze, zwłaszcza w przegrzanych sklepach i urzędach.
Zajrzał do pokoju. Troy siedział w foteliku przy uchylonym balkonie: Stopy wsparte na wysokim progu, głowa złożona na oparciu, oczy utkwione nieruchomo w nieokreślony punkt na zewnątrz. Nie licząc odgłosów zabawy dzieci z podwórza i szumu samochodów w tle, w mieszkaniu panowała absolutna cisza.
- Cześć, co porabiasz? - zapytał Darek.
- Rozpaczam - westchnął Troy. - Zupełnie nie wiem, co robić.
- Jak wszyscy, zdaje się - zażartował. - Dziwna ta wiosna.
- Dziwna zima, dziwna wiosna - rzucił Tadzio. - Potem przyjdzie dziwne lato…
Darek przyjrzał mu się uważniej.
- Hej, co jest? - zapytał.
- To co zawsze - Troy wzruszył ramionami.
- Ojciec? - zgadł bez trudu.
Troy pokiwał głową.
- Znów przyczaił się na uczelni - powiedział. - Już nie wiem, którą drogą wracać. Ostatnio się uspokoił i myślałem, że nareszcie odpuścił. Najwyraźniej trochę go przypiliło…
- Czego chciał?
Tego też łatwo się było domyślić.
- Forsy i tak w ogóle - potwierdził. - Udawałem, że go nie zauważam, więc zrobił przedstawienie na pół ulicy. Wyzywał od pedałów, kurew i innych takich…
Darek położył mu rękę na ramieniu.
- Uciekłem - westchnął Troy. - Jak zwykle.
- Trzeba coś z tym zrobić - stwierdził Darek. - W ten sposób sprawa będzie się ciągnąć w nieskończoność.
- Wiesz, czasem chciałbym, żeby… - zaczął Troy, ale Darek położył mu palec na ustach.
- Ciiiiii… - szepnął. Ciepło miękkich warg zaskoczyło go, choć był na nie przygotowany. Cofnął rękę i odchrząknął półgłosem.
- Zastanowimy się… - powiedział.
Uśmiechnęli się do siebie. W ostatnim czasie Darek łapał się na tym, że wymiana podobnych gestów i sygnałów wywoływała w nim coraz żywsze doznania. Przechodząc obok Troya nie potrafił się opanować: głaskał go bezwiednie po miękko opadających włosach, kładł dłoń na karku, muskał świeżo założoną koszulę. Troy zwykle nie reagował, zbyt pochłonięty swoimi myślami.
- Zazdroszczę wam - powiedział właśnie - strasznie jesteście ze sobą zżyci.
Darek przysiadł na skraju krzesła po drugiej stronie stolika.
- To znaczy?
- Zupełnie się różnicie, a zawsze znajdziecie dla siebie czas. Niedawno wszyscy krytykowali Pi, miałem wrażenie, że czasami mieliście ochotę nieźle złoić mu skórę. A teraz, sam nie wiem… Zachowujecie się, jak rodzina, pewnie nawet lepiej.
- Przyjaciel to ktoś, kto wie o tobie wszystko, i mimo to wciąż trwa przy tobie - powiedział Darek.
Troy spojrzał na niego zaskoczony.
- Nie patrz tak, to nie moje - zaśmiał się Dario - dostałem esemesem. Nie wiem nawet od kogo. A właściwie wiem, sprawdziłem numer, tyle że nic mi nie mówi. Ale to chyba nie ma znaczenia, w życiu tak wiele ważnych rzeczy dzieje się przez przypadek…
Umilkł skrępowany, nagle poczuł się jak kaznodzieja. Wychylił się przez oparcie fotelika i wyjrzał na podwórze. Troje dzieci biegało ze śmiechem między kępami krzewów. Rabatki po drugiej stronie placyku nagle zakwitły, wydawało mu się, że wczoraj nie pokrywały ich jeszcze ani żonkile, ani czerwień papuzich tulipanów.
Miał ochotę zbiec na dół, ściąć je wszystkie i przynieść tu, do domu. Troy na pewno by się ucieszył, jak tylko on potrafi: z tym swoim lekkim zmrużeniem oczu i wyrazem błogości na twarzy. Zachwycił by się zapachem, z lubością dotykał płatków? A może zagniewałby się, że w wazonie skazane są na szybkie zwiędnięcie ot tak, dla ludzkiej zachcianki?
- Dzwonił… Miki…? - Troy upewnił się, czy dobrze pamięta imię. - Podobno nic pilnego ale prosił, żebyś się odezwał.
- No właśnie -Darek przytaknął swojej poprzedniej myśli. - Miły chłopak z niego. Trochę narwany, ale się sprawdził.
- To znaczy? - Tadzio nie orientował się w sprawie.
- Taki… niebieski ptaszek - wyjaśnił Darek. - Z tych, co kręcą się wokół dworca. Masz szczęście, jak nie walną cię w łeb i wyjdą rano bez jakiejś pamiątki…
Troy kręcił z dezaprobatą głową.
- No wiesz, naprawdę… - westchnął.
- Niejedno widziałem - uśmiechnął się Darek pod nosem. - Zresztą wszyscy się pomyliliśmy. Chłopak gotuje, sprząta, wozi prowiant do szpitala. Robert nie ma do niczego głowy, a Lech tym bardziej, całkiem jest rozbity. Przed matką Pi musi trzymać fason, sytuacja jest paranoiczna, przecież w domu nikt nic nie wie. A może i wie, ale nie chce wiedzieć, to nie okazja, żeby sprawdzać.
- Ile to może jeszcze potrwać? - zapytał ostrożnie Troy.
- Lekarze sami nie wiedzą, nawet latami, miesiącami. Lech zatrudnił prywatne pielęgniarki, żeby wciąż przy nim czuwały. Prawie przestał pokazywać się w pracy, twierdzi, że i tak go wyleją. Aż boję się pytać…
Zwiesił głowę. Wszystko wokół komplikowało się niemal z dnia na dzień. Choć żadne z ostatnich wydarzeń nie dotyczyło go bezpośrednio, z niepokojem czekał na ciąg dalszy.
- Masz jakieś konkretne plany? - zapytał nagle.
- Zależy… - zaczął ostrożnie Troy.
- Pojedziesz ze mną do niego?
- No, nie wiem… Mogę?
- Na pewno się ucieszy. A mnie będzie dużo raźniej. Poza tym pójdziemy pieszo, taka pogoda aż się prosi o przechadzkę.
- Szczerze mówiąc nie wiem, jak się zachować… - Troy splątał w zakłopotaniu szczupłe palce dłoni. - Nie potrafiłbym tak… zwyczajnie…
- Lech potrzebuje teraz ludzi - powiedział Dario.
- Wiem, ale mimo wszystko… Pewnie zacznę ryczeć…
- Żaden wstyd. Mam wrażenie że wszyscy to ostatnio robimy - Darek próbował obrócić wszystko w żart, ale kiedy po raz pierwszy zobaczył Lecha na szpitalnym korytarzu, sam miał ochotę siąść i zapłakać.
Zamilkli obaj. Darek z całych sił próbował nie zerkać na smutek chłopaka.
- Wciąż o niej myślę - powiedział Troy po chwili wahania. - Śni mi się prawie codziennie.
- To normalne - Darek pogładził go po włosach.
- To było straszne - ciągnął chłopak. - Wszystko na mojej głowie. Ojciec przepił z kumplami ubezpieczenie, niczego nie załatwił, na stypę zrzucali się krewni, na miejscu…
Przełknął głośno ślinę.
- Wiedzieli w czym rzecz, ale nikt nie spytał, czy mi pomóc. Rozjechali się do domów, i tyle…
Darek wbił wzrok w drzewo po drugiej stronie odległej ulicy i zacisnął szczęki. Miał ochotę paść na kolana, przyciągnąć Troya do siebie, scałować cały żal z jego twarzy, zetrzeć palcami troski z powiek, pokrzepić swoim ciepłem.
- Nigdy za nami nie przepadali… - mówił Tadzio - czasem ktoś do nas wpadał na jeden dzień, ale tylko przez wzgląd na mamę. Uciekali wcześniej, cichaczem, zawstydzeni. Nienawidziłem ich za to.
Urwał nagle, nie wiedzieć, zakłopotany czy zacięty w swej zawziętości do podmiejskich krewnych.
- Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił - powiedział nagle cicho.
"Ja też", pomyślał Darek i przez krótką chwilę sam się zastanawiał, co konkretnie miał na myśli.
- Chodź na spacer - poprosił i chwycił go mocno za rękę. - Zobaczysz, dobrze nam zrobi…
Spojrzeli na siebie. W oczach Tadzia pojawiły się znajome ogniki i Darek pomyślał, że zrobi wszystko, byle tylko nie więcej nie znikały.
- Nie ubieraj się za grubo - wskazał na niebo i słońce za oknem. - Kurtkę możesz sobie darować.
- Sweter? - zastanowił się Troy.
- Ten granatowy - Darek mrugnął porozumiewawczo. - Świetnie w nim wyglądasz.
Zajrzał do pokoju. Troy siedział w foteliku przy uchylonym balkonie: Stopy wsparte na wysokim progu, głowa złożona na oparciu, oczy utkwione nieruchomo w nieokreślony punkt na zewnątrz. Nie licząc odgłosów zabawy dzieci z podwórza i szumu samochodów w tle, w mieszkaniu panowała absolutna cisza.
- Cześć, co porabiasz? - zapytał Darek.
- Rozpaczam - westchnął Troy. - Zupełnie nie wiem, co robić.
- Jak wszyscy, zdaje się - zażartował. - Dziwna ta wiosna.
- Dziwna zima, dziwna wiosna - rzucił Tadzio. - Potem przyjdzie dziwne lato…
Darek przyjrzał mu się uważniej.
- Hej, co jest? - zapytał.
- To co zawsze - Troy wzruszył ramionami.
- Ojciec? - zgadł bez trudu.
Troy pokiwał głową.
- Znów przyczaił się na uczelni - powiedział. - Już nie wiem, którą drogą wracać. Ostatnio się uspokoił i myślałem, że nareszcie odpuścił. Najwyraźniej trochę go przypiliło…
- Czego chciał?
Tego też łatwo się było domyślić.
- Forsy i tak w ogóle - potwierdził. - Udawałem, że go nie zauważam, więc zrobił przedstawienie na pół ulicy. Wyzywał od pedałów, kurew i innych takich…
Darek położył mu rękę na ramieniu.
- Uciekłem - westchnął Troy. - Jak zwykle.
- Trzeba coś z tym zrobić - stwierdził Darek. - W ten sposób sprawa będzie się ciągnąć w nieskończoność.
- Wiesz, czasem chciałbym, żeby… - zaczął Troy, ale Darek położył mu palec na ustach.
- Ciiiiii… - szepnął. Ciepło miękkich warg zaskoczyło go, choć był na nie przygotowany. Cofnął rękę i odchrząknął półgłosem.
- Zastanowimy się… - powiedział.
Uśmiechnęli się do siebie. W ostatnim czasie Darek łapał się na tym, że wymiana podobnych gestów i sygnałów wywoływała w nim coraz żywsze doznania. Przechodząc obok Troya nie potrafił się opanować: głaskał go bezwiednie po miękko opadających włosach, kładł dłoń na karku, muskał świeżo założoną koszulę. Troy zwykle nie reagował, zbyt pochłonięty swoimi myślami.
- Zazdroszczę wam - powiedział właśnie - strasznie jesteście ze sobą zżyci.
Darek przysiadł na skraju krzesła po drugiej stronie stolika.
- To znaczy?
- Zupełnie się różnicie, a zawsze znajdziecie dla siebie czas. Niedawno wszyscy krytykowali Pi, miałem wrażenie, że czasami mieliście ochotę nieźle złoić mu skórę. A teraz, sam nie wiem… Zachowujecie się, jak rodzina, pewnie nawet lepiej.
- Przyjaciel to ktoś, kto wie o tobie wszystko, i mimo to wciąż trwa przy tobie - powiedział Darek.
Troy spojrzał na niego zaskoczony.
- Nie patrz tak, to nie moje - zaśmiał się Dario - dostałem esemesem. Nie wiem nawet od kogo. A właściwie wiem, sprawdziłem numer, tyle że nic mi nie mówi. Ale to chyba nie ma znaczenia, w życiu tak wiele ważnych rzeczy dzieje się przez przypadek…
Umilkł skrępowany, nagle poczuł się jak kaznodzieja. Wychylił się przez oparcie fotelika i wyjrzał na podwórze. Troje dzieci biegało ze śmiechem między kępami krzewów. Rabatki po drugiej stronie placyku nagle zakwitły, wydawało mu się, że wczoraj nie pokrywały ich jeszcze ani żonkile, ani czerwień papuzich tulipanów.
Miał ochotę zbiec na dół, ściąć je wszystkie i przynieść tu, do domu. Troy na pewno by się ucieszył, jak tylko on potrafi: z tym swoim lekkim zmrużeniem oczu i wyrazem błogości na twarzy. Zachwycił by się zapachem, z lubością dotykał płatków? A może zagniewałby się, że w wazonie skazane są na szybkie zwiędnięcie ot tak, dla ludzkiej zachcianki?
- Dzwonił… Miki…? - Troy upewnił się, czy dobrze pamięta imię. - Podobno nic pilnego ale prosił, żebyś się odezwał.
- No właśnie -Darek przytaknął swojej poprzedniej myśli. - Miły chłopak z niego. Trochę narwany, ale się sprawdził.
- To znaczy? - Tadzio nie orientował się w sprawie.
- Taki… niebieski ptaszek - wyjaśnił Darek. - Z tych, co kręcą się wokół dworca. Masz szczęście, jak nie walną cię w łeb i wyjdą rano bez jakiejś pamiątki…
Troy kręcił z dezaprobatą głową.
- No wiesz, naprawdę… - westchnął.
- Niejedno widziałem - uśmiechnął się Darek pod nosem. - Zresztą wszyscy się pomyliliśmy. Chłopak gotuje, sprząta, wozi prowiant do szpitala. Robert nie ma do niczego głowy, a Lech tym bardziej, całkiem jest rozbity. Przed matką Pi musi trzymać fason, sytuacja jest paranoiczna, przecież w domu nikt nic nie wie. A może i wie, ale nie chce wiedzieć, to nie okazja, żeby sprawdzać.
- Ile to może jeszcze potrwać? - zapytał ostrożnie Troy.
- Lekarze sami nie wiedzą, nawet latami, miesiącami. Lech zatrudnił prywatne pielęgniarki, żeby wciąż przy nim czuwały. Prawie przestał pokazywać się w pracy, twierdzi, że i tak go wyleją. Aż boję się pytać…
Zwiesił głowę. Wszystko wokół komplikowało się niemal z dnia na dzień. Choć żadne z ostatnich wydarzeń nie dotyczyło go bezpośrednio, z niepokojem czekał na ciąg dalszy.
- Masz jakieś konkretne plany? - zapytał nagle.
- Zależy… - zaczął ostrożnie Troy.
- Pojedziesz ze mną do niego?
- No, nie wiem… Mogę?
- Na pewno się ucieszy. A mnie będzie dużo raźniej. Poza tym pójdziemy pieszo, taka pogoda aż się prosi o przechadzkę.
- Szczerze mówiąc nie wiem, jak się zachować… - Troy splątał w zakłopotaniu szczupłe palce dłoni. - Nie potrafiłbym tak… zwyczajnie…
- Lech potrzebuje teraz ludzi - powiedział Dario.
- Wiem, ale mimo wszystko… Pewnie zacznę ryczeć…
- Żaden wstyd. Mam wrażenie że wszyscy to ostatnio robimy - Darek próbował obrócić wszystko w żart, ale kiedy po raz pierwszy zobaczył Lecha na szpitalnym korytarzu, sam miał ochotę siąść i zapłakać.
Zamilkli obaj. Darek z całych sił próbował nie zerkać na smutek chłopaka.
- Wciąż o niej myślę - powiedział Troy po chwili wahania. - Śni mi się prawie codziennie.
- To normalne - Darek pogładził go po włosach.
- To było straszne - ciągnął chłopak. - Wszystko na mojej głowie. Ojciec przepił z kumplami ubezpieczenie, niczego nie załatwił, na stypę zrzucali się krewni, na miejscu…
Przełknął głośno ślinę.
- Wiedzieli w czym rzecz, ale nikt nie spytał, czy mi pomóc. Rozjechali się do domów, i tyle…
Darek wbił wzrok w drzewo po drugiej stronie odległej ulicy i zacisnął szczęki. Miał ochotę paść na kolana, przyciągnąć Troya do siebie, scałować cały żal z jego twarzy, zetrzeć palcami troski z powiek, pokrzepić swoim ciepłem.
- Nigdy za nami nie przepadali… - mówił Tadzio - czasem ktoś do nas wpadał na jeden dzień, ale tylko przez wzgląd na mamę. Uciekali wcześniej, cichaczem, zawstydzeni. Nienawidziłem ich za to.
Urwał nagle, nie wiedzieć, zakłopotany czy zacięty w swej zawziętości do podmiejskich krewnych.
- Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił - powiedział nagle cicho.
"Ja też", pomyślał Darek i przez krótką chwilę sam się zastanawiał, co konkretnie miał na myśli.
- Chodź na spacer - poprosił i chwycił go mocno za rękę. - Zobaczysz, dobrze nam zrobi…
Spojrzeli na siebie. W oczach Tadzia pojawiły się znajome ogniki i Darek pomyślał, że zrobi wszystko, byle tylko nie więcej nie znikały.
- Nie ubieraj się za grubo - wskazał na niebo i słońce za oknem. - Kurtkę możesz sobie darować.
- Sweter? - zastanowił się Troy.
- Ten granatowy - Darek mrugnął porozumiewawczo. - Świetnie w nim wyglądasz.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
nasze strony | QueerPopBlog | QueerComiXXX | SensOralia | Okroochy | Paproochy | KokoDeBiżu | Koosalagoop | QueerPop.pl
Blog Okroochy stanowi część platformy QueerPop.pl (cc) 2005-2008 by pietras
Wszystkie teksty autorstwa pietras/koosie/kusy/Marcin Pietras na tej stronie objęte są licencją
Creative Commons 2.5PL (Uznanie autorstwa - Użycie niekomercyjne - Bez utworów zależnych)
Wszystkie teksty autorstwa pietras/koosie/kusy/Marcin Pietras na tej stronie objęte są licencją
Creative Commons 2.5PL (Uznanie autorstwa - Użycie niekomercyjne - Bez utworów zależnych)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz