Leszek nie zareagował. Nałożył na talerz kolejny kawałek pizzy. Spokojnie sięgnął po ketchup nie odrywając oczu od gazety. Pi odstawił paczki na krzesło i usiadł, ściągając rękawiczki.
– Nie nastawiłeś kawy? – zapytał z nutką dezaprobaty w głosie.
- Dopiero co wróciłem – burknął Leszek z pełnymi ustami. - Z pracy.
Skinął głową w stronę kartonu.
- Nałóż sobie póki gorąca…
- Nie jestem głodny – pokrecił głową Pi. - Przekąsiliśmy w TaiLo.
- Śmy? – Lech uniósł pytająco brew.
- No… Troy zadzwonił do mnie po południu, że jedzie do Klifa i czy bym nie pojechał, bo chce się poradzić w kwestii prezentów… - Pi zainteresował się nagle wyglądem swoich dłoni.
- No i oczywiście byś pojechał?
- No tak, nie widzieliśmy się całe wieki. Strasznie długo łaziliśmy, nogi mi już wychodziły z tyłka i strasznie zgłodniałem, więc siedliśmy w tej wietnamskiej knajpce. Pomyślałem, że w domu przecież nic nie ma… – urwał zmieszany. Szybko jednak odzyskał rezon. - Ale widzę że sobie poradziłeś… To co, wypijesz trochę?
Nalał świeżej wody do filtra i w oczekiwaniu na odpowiedź oparł się o blat. Leszek żuł w milczeniu.
- Duża, jak zwykle?
- Mhm.
Zamilkli. Pi sięgnął po filtry i puszkę. Odmierzając kolejne łyżeczki niepewnie zerkał na plecy Leszka. Najwyraźniej popadł w jeden ze swoich humorów i nie miał ochoty na rozmowy. Czyżby znowu problemy w pracy? On od dawna ostrzegał, że Leszek bierze na siebie zbyt wiele.
Włączył radio.
- Możesz ściszyć? – usłyszał natychmiast. – A najlepiej wyłącz. Dosyć się nasłuchałem od rana.
Wzruszył ramionami, ale zgasił odbiornik. Słychać było tylko sapanie ekspresu.
- A właśnie, jak tam w pracy? – zagaił.
Leszek podniósł ociężale wzrok znad artykułu.
- Nie mam ochoty o tym rozmawiać.
- Ale ja chciałbym wiedzieć, co się u ciebie dzieje…
- Przecież widzisz.
- Kiedy jestem ciekaw…
- Szkoda, że nie byłeś ciekaw, co zjem, skoro w lodówce pustki, a ty wybrałeś się z przyjaciółką na zakupy – powiedział cicho Leszek. - Bez uprzedzenia.
- Co cię ugryzło? Jeszcze mi przywal, że pytam.
Ustawił filiżanki na stole.
- Twoja matka dzwoniła – zakomunikował siadając.
- Kiedy?
- W południe, zupełnie nie wiem po co, skoro wiadomo, że jesteś w firmie.
Leszek zacisnął nerwowo usta. Pi i jego matka nie dogadywali się najlepiej. Uważała, że jej syn padł ofiarą pazernego naciągacza, do tego nieroba, zupełnie niewartego zaufania. Głośno dawała wyraz swojej dezaprobaty niefortunnym związkiem najstarszego syna. Mijały lata, i choć z pozoru pogodziła się z sytuacją, nadal bacznie kontrolowała rozwój wydarzeń.
- Chce przyjechać dwudziestego drugiego.
- Wiem, dzwoniła do mnie na komórkę.
- I co, pojedziesz po nią?
- Jeszcze nie wiem. To zależy, ile będzie roboty.
- Ja pojadę prawdopodobnie dopiero w wigilię – zaznaczył Pi grobowym głosem - ale najprędzej dwudziestego trzeciego. Wcześniej nie wyrobię z robotą.
- No nic – Leszek z szelestem przewrócił stronę. – Jakoś sobie poradzimy.
- Jakoś z pewnością – burknął Pi. – Nie wątpię…
Znów brak odpowiedzi. Zaczął bębnić palcami po stole. Potem zajrzał do toreb na krześle.
- Piszą coś ciekawego? – wskazał na gazetę.
- Daj mi spokój – Leszek rzucił sztućce na talerz. – Czy po całym dniu harówki mogę spokojnie przeczytać chociaż jeden artykuł?
- Myślałem, że chcesz pogadać.
- Chciałem coś zjeść! – rzucił Leszek przez ściśnięte zęby. - Coś porządnego. Nie mam zwyczaju rozmawiać, gdy jestem zmęczony, głodny i wściekły!
- No-no, masz swój dzień, co? – uśmiechnął się krzywo Pi. – Znów zabrakło spinaczy?
- Bynajmniej, kochanie, bynajmniej. Po prostu zmęczyły mnie idiotyczne telefony w sprawie zamówienia na sylwestra. Mam powyżej uszu uzgadniania, jaki rodzaj oliwek udekoruje kanapki! Może gdybyś był w domu chociaż przez chwilę, nie gnębiono by mnie takimi duperelami, ale przecież ty musisz pojechać po nowe ciuszki od Kappahla i nie masz czasu na odbieranie komórki!!!
- Naprawdę nie rozumiem…
- Mam ci to wyłuszczyć na piśmie? Czy wiesz, ile kosztuje nas ta impreza?!
- Zgodziłeś się na nią – wycedził zimno Pi.
- Ale wówczas nie było mowy o czterdziestu osobach i żarciu z najlepszego hotelu w mieście!!!
- A co chciałeś zaserwować? Herbatę ekspresową i tatara z osiedlowej speluny?
- Na pewno nie tartinki za pięć złotych sztuka!!!
- Poproś mamę, przygotuje wszystko za darmo. Wystarczy, że zostanie kilka dni dłużej!
- Oczywiście, pojeździj sobie na mojej matce!!! Tobie nawet nie przyjdzie do głowy coś zrobić! Ty żyjesz swobodą, tłumaczeniami dorabiasz na waciki! To ja wszystko finansuję i organizuję, i jeszcze powinienem siedzieć cicho! Dlaczego do cholery nie oddzwoniłeś do hotelu, tak jak się umówiłeś?!
Pi w zawziętym milczeniu przekładał pakunki w papierowych torbach. Leszek wstał z miejsca i brzękiem wrzucił brudne naczynia do zlewu.
- Proszę bardzo, mnie nie zależy – oznajmił Piotr lodowatym głosem. – Skoro chcesz, możemy wszystko odwołać. Tylko nie zdziw się, jak ci wszyscy obrobią dupę za plecami.
- Dupę obrabiają mi od dawna, z twojego powodu!!! – Leszek walnął pięścią w stół. Pi drgnął nerwowo i spojrzał na niego rozwścieczony.
- Uspokój się – wysyczał. - Nie rób kolejnego przedstawienia! Dosyć.
- Owszem dosyć. – Lech ściszył groźnie głos. - Dowiedz się, że moja matka przyjedzie we wtorek wieczorem, a ty przywitasz ją szerokim uśmiechem i będziesz dla niej miły przez calutką dobę. Bo to moja matka do cholery, czy ci się podoba, czy nie. A teraz podnieś dupę, zadzwoń do tej pierdolonej Horodyńskiej, czy jak tam ta kobieta się nazywa, i powiedz, że rezygnujemy z połowy zamówienia…
- Leszek…
- Żadnych ale, przynajmniej dopóki ja za to płacę.
- Nie takim tonem! – wycedził Pi zrywając się z furią od stołu. -Zapomniałeś, zdaje się, pod jakim warunkiem do ciebie wróciłem!
- Ty?! Do mnie? – Leszek uniósł teatralnie brew. - Myślałem, że do moich kart kredytowych…
Drzwi sypialni trzasnęły. Leszek na powrót utkwił wzrok w gazecie. Druk zlewał się w wielką, czarną plamę. Przez kilkadziesiąt sekund opanowywał wzburzenie. Potem podszedł do lodówki i wyciągnął z górnej półki oszronioną butelkę piwa. Wyłączył ekspres, który cicho syknął. Wokół rozchodził się cierpki aromat kawy, spływającej leniwie po ściankach dzbanka, jak gdyby nic się nie stało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz