Przy bliższych oględzinach mieszkanie robiło równie dobre wrażenie. Jarek szybko poczuł się u siebie. Pokoik na poddaszu stanowił spełnienie marzeń, cena okazała się przystępna, a towarzystwo zbawienne. Błogosławił zrządzeniu losu, które postawiło Darka na jego drodze.
Od kilkunastu godzin kontemplował samotność. Wyjazd współlokatora uświadomił mu, jak bardzo jej potrzebuje. Od rozstania z Robertem pogrążał się coraz bardziej w wirze pracy, prowadził intensywne życie towarzyskie. Na próżno: ludzie, miejsca, przedmioty, sytuacje – wszystko zawracało go ku niedawnej przeszłości.
Święta uznał za doskonałą okazją na ochłonięcie. Od wyjazdu do domu wymówił się chorobą i nadmiarem obowiązków. Nigdy nie darzył Bożego Narodzenia sentymentem i szczerze nienawidził zjazdów familijnych, podczas których ciotki wypytywały go natrętnie o termin ślubu. Z roku na rok stawały się coraz uszczypliwsze, a matka coraz markotniejsza.
W wigilię porządnie się wyspał. Wyskoczył na szybkie zakupy, wykonał kilka telefonów. Po raz kolejny skłamał matce, że spędza wieczór z przyjaciółmi. "To przecież nie to samo", skwitowała. "Mogłeś chociaż pojechać do cioci Stefy". Przez moment sam żałował.
Program telewizyjny nie zapowiadał się porywająco, zabrał się więc za rozpakowywanie ostatnich kartonów. Wieczorem usiadł do komputera. Wysłał garść esemesów, napisał zaległe listy. W ulubionym chatroomie nie zastał nikogo znajomego. Zajrzał na kilka innych stron, wszędzie ledwie po kilka osób.
"A tyle się gada, że geje samotnie spędzają święta!", pomyślał z sarkazmem. Zalogował się na kolejną stronę, tym razem jako derrik. Tu także niewiele się działo, bez żalu oderwał się na chwilę od ekranu. W kuchni zaparzył herbatę z rumem, wyłożył na talerz porcję sałatki, kawałek ciasta od Renaty, trochę sera i szynki. "Pal sześć post", pomyślał żując skórkę od chleba.
Po monitorze sunęły standardowe nawoływania: kto pogada, Katowice, Niemcy. "Nie ten dzień, nie ta pora", westchnął zniechęcony. Bez szczególnego zainteresowania obserwował wymianę zdań na ogólnym.
"niech zyja podwojne gloski!" – przeczytał nagle zielone zawołanie. Nick giddeon nic mów nie mówił.
"niech zyje dwoistosc wszelaka! :)" – napisał. Odpowiedź pojawiła się niemal natychmiast.
"wiwat dwoistosc, parzystosc i kazda inna wielorakosc!"
Niemal jednocześnie kliknęli przycisk priv.
Przez moment nie pisali nic.
Zawahał się przez chwilę. Facet wydawał się sympatyczny, ale nie był pewien, czy ma ochotę na dalsze dywagacje.
Ostatecznie nie miał nic lepszego do roboty. Popił łyk herbaty i usadowił się wygodniej.
Zastanowił się. Oczywiście, że próbował, póki tylko wierzył, że warto. Na poważnie, dramatycznie, histerycznie, romantycznie. Zdesperowany zwierzył się kiedyś Pi, na co ten znalazł najprostszą receptę: kolacja przy świecach.
Uśmiechnął się smutno na wspomnienie tęsknoty, jaka ogarnęła go tamtego wieczora za Robertem, za jego śmiechem, figlarnym spojrzeniem, rozochoceniem po alkoholu. Za nocami przegadanymi wśród pieszczot i seksu. Za dotykiem delikatnych dłoni, za mocnym uściskiem palców w chwilach ekstazy.
Kiedy wrócił nareszcie rano, runął jak kłoda do łóżka. Jarek przytulił się do niego i szepnął "kocham cię". Chyba nawet nie usłyszał. "Znalazł się", mruknął krótko i zdjął z ramienia jego rękę.
Zabolało wspomnienie obojętności, z jaką Robert przyjął jego decyzję. Widział, że spokój maskuje ból i rozczarowanie, ale nawet nie próbował się przez niego przebić. Tamtego wieczora zyskał pewność, że nic nie uda się uratować.
Giddeon zamilkł na dobre. Nagle ogarnęła go złość, że wdał się w wynurzenia. Czego mógł się spodziewać po obcym człowieku, jakimś małolacie, poznanym przed kilkoma minutami?
Jarek zastygł w oczekiwaniu na ciąg dalszy.
Nie potrafił zdobyć się na więcej.
Odruchowo pokręcił głową. Wahał się wystarczająco długo.
Za późno. Zawsze o krok w tyle.
Jeszcze długo siedział przed monitorem. Odbył namiętną pogawędkę z napalonym_22.
Nie pomogło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz