Lokal pękał w szwach, dotarcie do szatni kosztowało nieco wysiłku. Na parkiecie szalał zbity tłum, rzucany dudniącymi basami od ściany do ściany. Migoczące światła zlewały się w zwarty strumień doznań z wrzawą rozmów i śmiechu. Barmani sprawnie lawirowali wśród gości, z tacami uniesionymi nad głową.
- Tu jesteś – Krzyś przecisnął się przez grupę przy garderobie. – Myślałem, że cię gdzieś porwali.
Przyciągnął Jacka i pocałował prosto w usta. Roześmiał się na widok jego skrępowania. "Nie bój się", wyszeptał.
- Kriiiiis! – rozległ się przeciągły pisk. – Sto lat i pięćdziesiąt osiem!
Pi rzucił się na powitanie z właściwym sobie entuzjazmem. Ukochane boa we wszystkich barwach tęczy z trudem konkurowało ze spódnicą w szkocką kratę i fantazyjnym makijażem, o tej porze nieco już rozmazanym.
- Świetnie, że przyszliście, usycham z nudów. Mówię wam, żenada!
Uściskał obu. Roztaczał duszący zapach wody toaletowej i alkoholu.
- Leszek jest? – Jacek domyślił się pytania z ruchu ust.
- Chyba siedzi przy barze – Pi machnął niezbornie w stronę tancerzy go-go. Spojrzał krytycznie na nowoprzybyłych. - Czemu nie przebrani?
- Nie mamy co na siebie włożyć - zaśmiał się Krzyś, rozglądając się dokoła. Kilkakrotnie skinął głową, ale Jacek nie zdołał wypatrzeć, do kogo.
Z półmroku wyłoniła się zwalista sylwetka Lecha. W nieśmiertelnej, prążkowanej koszuli prezentował się przy niewielkim Pi jak szara samiczka rajskiego ptaka.
- Nie widziałem jak weszliście – stwierdził.
- Nic dziwnego, kochanie – uśmiechnął się znacząco Pi. - Rozmowa z tym aktorem tak cię wciągnęła, że nie zauważyłeś nawet, jak poszedłem.
- Nie uroniłem ani sekundy twojego zmysłowego tańca z Sebą – Leszek spojrzał na niego wymownie, po czym zwrócił się do przyjaciół: – Ledwo się od niego odkleił!
- Pomyślałby kto, że się zgorszysz! – Pi demonstracyjnie wzniósł oczy do sufitu, ugwieżdżonego światłami.
- Najlepsze chowa dla nowego przyjaciela – Lech mrugnął porozumiewawczo. – Wiecie, model… Tylko jakoś nie przychodzi.
- Też coś – prychnął pogardliwie Pi. Chciał coś dodać, ale Krzyś pociagnął Jacka w kierunku baru.
- Pójdziemy po coś do picia, zaraz wrócimy. - pokręcił głową z rozbawieniem. - Są niemożliwi. Lubię ich.
- Zauważyłem - westchnął Jacek.
- Zabawni są – stwierdził w tym samym momencie Pi, popijając drinka. – Jacek mnie prawie rozczula.
- Najnormalniejszy gej, jakiego znam – stwierdził Lech. – Gdyby nie on, dawno straciłbym nadzieję – i zanim Pi zdążył otworzyć usta do złośliwego komentarza, zakomunikował z przekąsem: - Armando przyszedł.
- Arno? – Pi jakby ożył - muszę koniecznie się przywitać!
- Nie wątpię – Lech ruszył z powrotem w stronę baru. Nie umiał tańczyć i najczęściej zajmował miejsce przy kontuarze.
Troy i Adam zjawili się po północy. Sprawnie przecisnęli się do ustronnego stolika w kącie sali.
- Prawie was nie zauważyliśmy – Troy musnął na powitanie jackowy policzek - Jak się bawicie?
- Po kilku piwach jest nieźle – odparł Krzyś.
- Impreza się rozkręca – dobiegł z ciemności głos Pi, z pozoru całkowicie pogrążonego w rozmowie z Arno.
- Znacie Adama? – Troy skinął w stronę swojego towarzysza.
- Jeszcze nie – Krzyś wyciągnął rękę. – Krzysztof. I Jacek.
- Sporo o was słyszałem – uścisk dłoni chłopaka był zdecydowany.
- Czemu tak późno? – zapytał Jacek. Przesunął się w kąt i zrobił miejsce na sofie. Pi chrząknął znacząco.
- Ojciec – Troy nie krył irytacji w głosie.
- Świruje? – Jacek pochylił się, żeby lepiej słyszeć.
- Jeszcze jak! Grzebie w rzeczach, wydzwania, nachodzi mnie w pracy… Śpię u Adama ale przecież muszę się pakować. W środę przeprowadzka – rozejrzał się wokoło. – Robik nie przyszedł?
- Dzwoniłem przed chwilą – poinformował Pi. – Twierdził, że jedzie, ale nie brzmiał przekonująco.
– Raczej unika tłumów – dodał Krzyś. – Wciąż ma niezłe jazdy.
- Może potrzebuje więcej czasu – zastanowił się Jacek.
- Chłopa mu trzeba, i tyle – orzekł Pi. – Nie znajdzie nikogo, kisząc się we własnych łzach.
- A nieznajomy? – zapytał Krzyś.
- Sprawa w toku – stwierdził Troy. - Gość siedzi zdaje się za granicą, ale regularnie dzwoni. Niesamowita historia…
- Różowy harlequin – parsknął Pi i zwrócił się do Arno – opowiadałem ci już…?
- Przepraszam – dobiegło gdzieś z boku. Przy stoliku pojawił się Lech. - Kochani, ja się zmywam – oznajmił. – Nie widzieliście Pi?
- Jestem, jestem – Pi podniósł się nieco i zdjął rękę z kolana sąsiada.
- Wracam do domu – krzyknął Leszek. – Jedziesz?
Piotr pokręcił głową.
- Zostanę – odparł – wezmę taksówkę.
- Nie idź - poprosił Jacek – w ogóle nie pogadaliśmy.
- To nie są warunki – Leszek pokiwał wszystkim dłonią. – Na razie!
- Papa! – Pi osunął się z powrotem na ramię Arno.
- Poczekaj, odprowadzę cię! – Troy ruszył za znikającym Lechem.
Przez chwilę panowała niezręczna cisza. Wszyscy wpatrywali się w swoje szklanki.
- Często tu bywasz? – zagadnął wreszcie Jacek. Adam nie od razu zorienował się, że pytanie skierowane było do niego.
- Nie - odparł – to pomysł Teddiego. Lubi się wyszaleć.
- Fakt – Pi ani na moment nie tracił kontroli nad przebiegiem rozmowy - nigdy cię tu nie widziałem.
- Jestem w mieście od niedawna – wyjaśnił Adam. – Przeniosłem się z Warszawy.
- Wawka zawsze mnie wkurzała – zawyrokował Piotr. Jacek pomyślał, że nie lubi go chyba bardziej, niż sądził.
- Mnie właśnie też – przytaknął Adam. Zorientował się, że skupił na sobie uwagę wszystkich. Nawet Pi oderwał się na chwilę od swej zdobyczy.
Spod badawczych spojrzeń uwolnił go powrót Troya.
- Patrzcie, kogo przyprowadziłem – zawołał radośnie. – Błąkał się biedak przed wejściem!
- Jestem – przywitał się lakonicznie Robert – jak leci?
- Czas najwyższy – krzyknął Pi. – Chyba szedłeś na czworakach!
- No wiesz – Robert tylko czekał na zaczepkę – nie minęło nawet pół godziny!
- Toteż właśnie – obruszył się Pi – przez ten czas ja zakładam kompletny makeup!
- Nie marudź – Robert wyciągnął do niego rękę. – Lepiej oprowadź mnie po lokalu. Tak dawno tu nie byłem, poza tym napiłbym się czegoś mocniejszego.
- Na to nie masz co liczyć – zachichotał Pi. Podniósł się i zwrócił do Arno: - Wybacz, darling, ale muszę zadbać przez chwilę o gospodarkę hydro-hormonalną tego nieszczęśnika. Pości biedak od miesięcy.
Tamten skinął tylko głową. Pi nie zwrócił nawet uwagi, zaaferowany misją jaką sobie wyznaczył. Chwycił Roberta pod ramię i pociągnął w stronę baru.
- Na pewno zapomniałeś, jak to się robi – stwierdził z troską w głosie - ale jest tu dziś tylu przystojniaków, że grzechem byłoby któregoś nie wyhaczyć… Poza tym musisz mi wszysto opowiedzieć!
- Hydrozagadka – rzucił przed siebie Arno. Potem osunął się na siedzisko.
Było to jedyne słowo, jakie Jacek usłyszał tej nocy z jego ust.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz