nasze strony | QueerPopBlog | QueerComiXXX | SensOralia | Okroochy | Paproochy | KokoDeBiżu | Koosalagoop | QueerPop.pl
czwartek, 1 maja 2003
Przeciąg
- Oto twój kinder – metal zabrzęczał o stół. – Duży od górnego zamka, patent od domofonu. Dolnego nie używam.
- Dzięki – Troy ważył klucze w dłoni – nie wiesz, ile to dla mnie znaczy.
Siedzieli w jadalni nad kubkami świeżo zaparzonej herbaty z rumem. W mieszkaniu panowało przyjemne ciepło, Troy czuł, jak wszystko w nim w nim odtaja. Powoli docierało do niego, co zrobił.
Spotkali się wczesnym rankiem pod domem. Obecność zaprzyjaźnionego kulturysty okazała się zbędna - ojczyma szczęśliwie nie było w domu. Skromny dobytek po kwadransie znalazł się w samochodzie.
Bez książek i kompaktów, obrazków pokancerowanych ciskaniem o podłogę, bibelotów, pokój, w którym spędził całe dotychczasowe życie wydawał się obcy, wręcz nierzeczywisty. Troy nie był pewien, zapada w sen, czy przeciwnie – właśnie się budzi po miesiącach letargu. Jedno wiedział na pewno: nie ma zamiaru tu wracać. Ostatni raz zajrzał do szaf i skrytek, do brudnika, apteczki i na pawlacz.
Drzwi zamknął z wszechogarniającym poczuciem ulgi. Skulony wśród kartonów na tylnim siedzeniu samochodu odbywał podróż w czasie, z każdym kilometrem skreślał kolejny dzień, tydzień, miesiąc.
- Nowe życie, co? – Darek z lubością zacisnął palce na gorącym naczyniu.
- Oby – Troy wolał wierzyć, że wiele się teraz zmieni. – Nie wiem, jak się tobie… wam wszystkim wypłacę.
- Daj spokój – Darek uśmiechnął się szelmowsko. – Prosty rachunek: jedna trzecia czynszu.
Troy spojrzał na niego z wdzięcznością. Do niedawna nie wiedział o jego istnieniu, na ulicy nie zwróciłby na niego uwagi: okrągławy rudzielec w wymiętych, luźnych ubraniach nie narzucał się powierzchownością. Tymczasem całkiem obcy gość ze śmieszną, kozią bródką okazał mu nadspodziewaną życzliwość – Jarek płacił za swój pokój dużo więcej.
- Tak czy owak dzięki – powtórzył i rozejrzał się uważniej dokoła. Boazeria i drewniane wyposażenie w ciepłych barwach działało kojąco na zmysły. - Długo tu mieszkasz?
- Trzy lata, może cztery - zastanowił się Darek. – Ale kupiłem w zeszłym roku.
- Jest twoje? – Troy uniósł brwi.
- Wynajmowałem za straszną kasę, ale właściciel wpadł w bagno, pozbywał się czego mógł. Zachował kilka mieszkań gdzieś na południu, nie były na niego – Darek wyłowił łyżeczką zabłąkany liść herbaty. – Kicnął gdzieś do Dojczlandu. Nie znam szczegółów, ale szukało go paru trąconych kolesi. Raz nawet wzywałem Waldusia – zaśmiał się na wspomnienie kulturysty.
- I co?
- Spoko. Ma dar przekonywania – zachichotał. – Robert może coś na ten temat powiedzieć…
Troy znów się zastanowił, jakim sposobem nigdy się nie spotkali.
- Od dawna się znacie? – zapytał.
- Z Robim? Od zawsze. Z uniwerku. A raczej z Lambdy.
- Raz poszedłem i podziękowałem – Troy ze zwątpieniem pokręcił głową.
- Różnica pokoleń – Darek spojrzał na niego pobłażliwie.
- To znaczy? – Troy przyjrzał mu się zaskoczony.
- Tyle jest teraz miejsc, gdzie można kogoś spotkać. Inna wzorce, inna epoka.
- Przesadzasz – pokręcił głową.
- Kiedyś nieźle się trzeba było kryć po kątach.
- Myślisz, że teraz nie trzeba? – przed oczami mignęły wyrywkowe wspomnienia.
- Też – przytaknął Darek - ale sporo się zmieniło. Za moich czasów…
- To znaczy? – zabawny był z tym mentorskim tonem.
- Dziesięć lat temu…?
Troy uświadomił sobie dzielącą ich różnicę wieku.
- Nie skończyłem podstawówki – stwierdził. – Taki jesteś stary?
- Nawet imię mam po dziadku. Przedpotopowe.
- Znam mnóstwo Darków – zdziwił się Troy.
- To moje drugie imię – Darkowi znów coś błysnęło w oku - do pierwszego się nie przyznaję.
- Proszę! – Troy uniósł palce w geście przysięgi – nie powiem nikomu.
- I tak wszyscy wiedzą, mam w dowodzie – wzruszył ramionami. - Stanisław.
Troy zaczął się śmiać.
- No właśnie – spojrzał wzrokiem skarconego psiaka - Znasz jakiegoś Stanisława?
- Moniuszko?
- Badzo śmieszne.
- Wyspiański. Lepiej?
- Niepotrzebnie powiedziałem.
- Sory – zreflektował się Troy - Tadesz też nie poraża aktualnością.
- Tadzio? Śliczne. Niejeden Aschenbach pod most by skoczył. Nie tylko dla imienia zresztą… – przez chwilę przyglądał mu się z uwagą, po czym przezornie zmienił temat - Oglądałeś?
- Czytałem.
- Mądre dziecko – Darek potargał go po włosach – to dzisiaj takie niemodne.
- E tam – roześmiał się Troy – Robert mnie zmusił.
Przez chwilę uśmiechali się do siebie. Darek dopił do końca herbatę i podniósł się z teatralną ociężałością.
- Koniec gadania, do roboty! Pokażę ci, co i gdzie, a potem zabiorę się za obiad.
Troy zerwał się z miejsca. Zamierzał jak najszybciej się rozpakować, usiąść w jednym miejscu. Po południu zjawi się Adam, nie może zastać go na bagażach, usmolonego kurzem.
Na pierwszy ogień poszły płyty. Włączał po kawałku niemal każdą, w skupieniu wsłuchując się, jak brzmi w nowym pomieszczeniu. Muzyka pomagała mu się oswoić z nowymi miejscami, zawsze miał w torbie dwa-trzy ulubione krążki. W każdym domu budował za znajomych dźwięków swoistą mapę, dopiero na niej umiejscawiał się w nieznanych warunkach. Darek nie protestował, wsłuchany w krzątaninę nowego domownika.
Nie usłyszeli dzwonka u drzwi ani zgrzytu kluczu w zamku.
- Kochanie, wróciłem – zawołał z przedpokoju Jarek.
- Szymon wypuścił cię na chwilę z klatki? – Darek wychynął z kuchni i puścił przez próg oko do Troya. Machał przy tym drewnianą łyżką, ociekającą czerwoną, parującą mazią.
- Zaraz lecę – Jarek nie dosłyszał – Szymon czeka na dole. Jak tam Tadzio?
Wiedziony hałasem zajrzał do salonu.
- A jesteś! Czyli po wszystkim – wyciągnął rękę.
- Na szczęście – Troy stał nieco zagubiony pośród rozwleczonych wokół worków z odzieżą. Jarek powiódł nieuważnym wzrokiem po zwałach różnokolorowych tkanin.
- Pogadamy następnym razem – rzucił i zniknął w łazience, z której dobiegł wkrótce nieokreślony rumor i stek przekleństw. Potem usłyszeli szybkie kroki.
- Trzymajcie się – zawołał – i nie czekajcie wieczorem!
Drzwi wejściowe zamknęły się z trzaskiem. Spojrzeli na siebie rozbawieni i jednocześnie wzruszyli ramionami.
- Ty też się lepiej streszczaj – napomniał Darek z surową miną i pokiwał chochlą. – Zwariować można przez te wasze miłości.
- Trochę mi niezręcznie – Troy odetchnął głęboko – tu Jarek, tam Robert. Kiedyś niepotrzebnie się władowałem… - urwał niepewnie.
- Ja też. Dlatego się już w to nie bawię – uciął dyskusję Darek. Troy zastanowił się, co mógł mieć na myśli.
- Wiesz, podoba mi się – powiedział bez związku - Staszko.
- Spadaj – prychnął tamten – Lepiej chodź posmakować. Z tego wszystkiego sos mi nie wyszedł i nawet nie wiem, dlaczego.
- Dobrze, że nie gotowałeś sufletu – parsknął Troy i nagle poczuł się pewniej. Rzucił się do pokoju. Wciąż jeszcze nie obejrzał balkonu.
- Dzięki – Troy ważył klucze w dłoni – nie wiesz, ile to dla mnie znaczy.
Siedzieli w jadalni nad kubkami świeżo zaparzonej herbaty z rumem. W mieszkaniu panowało przyjemne ciepło, Troy czuł, jak wszystko w nim w nim odtaja. Powoli docierało do niego, co zrobił.
Spotkali się wczesnym rankiem pod domem. Obecność zaprzyjaźnionego kulturysty okazała się zbędna - ojczyma szczęśliwie nie było w domu. Skromny dobytek po kwadransie znalazł się w samochodzie.
Bez książek i kompaktów, obrazków pokancerowanych ciskaniem o podłogę, bibelotów, pokój, w którym spędził całe dotychczasowe życie wydawał się obcy, wręcz nierzeczywisty. Troy nie był pewien, zapada w sen, czy przeciwnie – właśnie się budzi po miesiącach letargu. Jedno wiedział na pewno: nie ma zamiaru tu wracać. Ostatni raz zajrzał do szaf i skrytek, do brudnika, apteczki i na pawlacz.
Drzwi zamknął z wszechogarniającym poczuciem ulgi. Skulony wśród kartonów na tylnim siedzeniu samochodu odbywał podróż w czasie, z każdym kilometrem skreślał kolejny dzień, tydzień, miesiąc.
- Nowe życie, co? – Darek z lubością zacisnął palce na gorącym naczyniu.
- Oby – Troy wolał wierzyć, że wiele się teraz zmieni. – Nie wiem, jak się tobie… wam wszystkim wypłacę.
- Daj spokój – Darek uśmiechnął się szelmowsko. – Prosty rachunek: jedna trzecia czynszu.
Troy spojrzał na niego z wdzięcznością. Do niedawna nie wiedział o jego istnieniu, na ulicy nie zwróciłby na niego uwagi: okrągławy rudzielec w wymiętych, luźnych ubraniach nie narzucał się powierzchownością. Tymczasem całkiem obcy gość ze śmieszną, kozią bródką okazał mu nadspodziewaną życzliwość – Jarek płacił za swój pokój dużo więcej.
- Tak czy owak dzięki – powtórzył i rozejrzał się uważniej dokoła. Boazeria i drewniane wyposażenie w ciepłych barwach działało kojąco na zmysły. - Długo tu mieszkasz?
- Trzy lata, może cztery - zastanowił się Darek. – Ale kupiłem w zeszłym roku.
- Jest twoje? – Troy uniósł brwi.
- Wynajmowałem za straszną kasę, ale właściciel wpadł w bagno, pozbywał się czego mógł. Zachował kilka mieszkań gdzieś na południu, nie były na niego – Darek wyłowił łyżeczką zabłąkany liść herbaty. – Kicnął gdzieś do Dojczlandu. Nie znam szczegółów, ale szukało go paru trąconych kolesi. Raz nawet wzywałem Waldusia – zaśmiał się na wspomnienie kulturysty.
- I co?
- Spoko. Ma dar przekonywania – zachichotał. – Robert może coś na ten temat powiedzieć…
Troy znów się zastanowił, jakim sposobem nigdy się nie spotkali.
- Od dawna się znacie? – zapytał.
- Z Robim? Od zawsze. Z uniwerku. A raczej z Lambdy.
- Raz poszedłem i podziękowałem – Troy ze zwątpieniem pokręcił głową.
- Różnica pokoleń – Darek spojrzał na niego pobłażliwie.
- To znaczy? – Troy przyjrzał mu się zaskoczony.
- Tyle jest teraz miejsc, gdzie można kogoś spotkać. Inna wzorce, inna epoka.
- Przesadzasz – pokręcił głową.
- Kiedyś nieźle się trzeba było kryć po kątach.
- Myślisz, że teraz nie trzeba? – przed oczami mignęły wyrywkowe wspomnienia.
- Też – przytaknął Darek - ale sporo się zmieniło. Za moich czasów…
- To znaczy? – zabawny był z tym mentorskim tonem.
- Dziesięć lat temu…?
Troy uświadomił sobie dzielącą ich różnicę wieku.
- Nie skończyłem podstawówki – stwierdził. – Taki jesteś stary?
- Nawet imię mam po dziadku. Przedpotopowe.
- Znam mnóstwo Darków – zdziwił się Troy.
- To moje drugie imię – Darkowi znów coś błysnęło w oku - do pierwszego się nie przyznaję.
- Proszę! – Troy uniósł palce w geście przysięgi – nie powiem nikomu.
- I tak wszyscy wiedzą, mam w dowodzie – wzruszył ramionami. - Stanisław.
Troy zaczął się śmiać.
- No właśnie – spojrzał wzrokiem skarconego psiaka - Znasz jakiegoś Stanisława?
- Moniuszko?
- Badzo śmieszne.
- Wyspiański. Lepiej?
- Niepotrzebnie powiedziałem.
- Sory – zreflektował się Troy - Tadesz też nie poraża aktualnością.
- Tadzio? Śliczne. Niejeden Aschenbach pod most by skoczył. Nie tylko dla imienia zresztą… – przez chwilę przyglądał mu się z uwagą, po czym przezornie zmienił temat - Oglądałeś?
- Czytałem.
- Mądre dziecko – Darek potargał go po włosach – to dzisiaj takie niemodne.
- E tam – roześmiał się Troy – Robert mnie zmusił.
Przez chwilę uśmiechali się do siebie. Darek dopił do końca herbatę i podniósł się z teatralną ociężałością.
- Koniec gadania, do roboty! Pokażę ci, co i gdzie, a potem zabiorę się za obiad.
Troy zerwał się z miejsca. Zamierzał jak najszybciej się rozpakować, usiąść w jednym miejscu. Po południu zjawi się Adam, nie może zastać go na bagażach, usmolonego kurzem.
Na pierwszy ogień poszły płyty. Włączał po kawałku niemal każdą, w skupieniu wsłuchując się, jak brzmi w nowym pomieszczeniu. Muzyka pomagała mu się oswoić z nowymi miejscami, zawsze miał w torbie dwa-trzy ulubione krążki. W każdym domu budował za znajomych dźwięków swoistą mapę, dopiero na niej umiejscawiał się w nieznanych warunkach. Darek nie protestował, wsłuchany w krzątaninę nowego domownika.
Nie usłyszeli dzwonka u drzwi ani zgrzytu kluczu w zamku.
- Kochanie, wróciłem – zawołał z przedpokoju Jarek.
- Szymon wypuścił cię na chwilę z klatki? – Darek wychynął z kuchni i puścił przez próg oko do Troya. Machał przy tym drewnianą łyżką, ociekającą czerwoną, parującą mazią.
- Zaraz lecę – Jarek nie dosłyszał – Szymon czeka na dole. Jak tam Tadzio?
Wiedziony hałasem zajrzał do salonu.
- A jesteś! Czyli po wszystkim – wyciągnął rękę.
- Na szczęście – Troy stał nieco zagubiony pośród rozwleczonych wokół worków z odzieżą. Jarek powiódł nieuważnym wzrokiem po zwałach różnokolorowych tkanin.
- Pogadamy następnym razem – rzucił i zniknął w łazience, z której dobiegł wkrótce nieokreślony rumor i stek przekleństw. Potem usłyszeli szybkie kroki.
- Trzymajcie się – zawołał – i nie czekajcie wieczorem!
Drzwi wejściowe zamknęły się z trzaskiem. Spojrzeli na siebie rozbawieni i jednocześnie wzruszyli ramionami.
- Ty też się lepiej streszczaj – napomniał Darek z surową miną i pokiwał chochlą. – Zwariować można przez te wasze miłości.
- Trochę mi niezręcznie – Troy odetchnął głęboko – tu Jarek, tam Robert. Kiedyś niepotrzebnie się władowałem… - urwał niepewnie.
- Ja też. Dlatego się już w to nie bawię – uciął dyskusję Darek. Troy zastanowił się, co mógł mieć na myśli.
- Wiesz, podoba mi się – powiedział bez związku - Staszko.
- Spadaj – prychnął tamten – Lepiej chodź posmakować. Z tego wszystkiego sos mi nie wyszedł i nawet nie wiem, dlaczego.
- Dobrze, że nie gotowałeś sufletu – parsknął Troy i nagle poczuł się pewniej. Rzucił się do pokoju. Wciąż jeszcze nie obejrzał balkonu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
nasze strony | QueerPopBlog | QueerComiXXX | SensOralia | Okroochy | Paproochy | KokoDeBiżu | Koosalagoop | QueerPop.pl
Blog Okroochy stanowi część platformy QueerPop.pl (cc) 2005-2008 by pietras
Wszystkie teksty autorstwa pietras/koosie/kusy/Marcin Pietras na tej stronie objęte są licencją
Creative Commons 2.5PL (Uznanie autorstwa - Użycie niekomercyjne - Bez utworów zależnych)
Wszystkie teksty autorstwa pietras/koosie/kusy/Marcin Pietras na tej stronie objęte są licencją
Creative Commons 2.5PL (Uznanie autorstwa - Użycie niekomercyjne - Bez utworów zależnych)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz