- Właź! - Karolina uśmiechnęła się szeroko. - Tylko nie ściągaj butów!
Robert roześmiał się głośno: zacytowała matkę jednego z kolegów, która w ten sposób witała gości syna. Co mniej zorientowani nie wiedzieli, że powinni nalegać i mimo wszystko ściągnąć obuwie. Niedopełnienie rytuału uznawane było za brak ogłady.
- Ależ zdejmę - podjął grę i zgodnie z prawdą stwierdził: - Obrzydliwa pogoda! Wiosna idzie.
Potargała wilgotne od deszczu włosy i z całej siły przyciągnęła go do siebie.
- Stary draniu, strasznie się za tobą stęskniłam.
Nie widzieli się ponad osiem miesięcy. W tym czasie jej facet stał się nieoczywisty, małżeństwo umarło, ale ona trwała w Warszawie w przekonaniu, że nauczyła się tego obrzydliwego miasta. Po roku zmieniła zdanie. Przekonała pracodawcę, że konieczne jest zintensyfikowanie działań na Wybrzeżu i bez żalu wykupiła bilet powrotny do Trójmiasta.
- Świetnie wyglądasz - powiedział zgodnie z prawdą.
- Powrót na stare śmieci dobrze mi robi - rozpogodziła się jeszcze bardziej.
- Nie myślałaś, żeby zmienić lokum? - starzejące się bloki Stogów nie zaliczały się do najlepszych lokalizacji.
- Na razie musi wystarczyć, nie stać mnie na ekstrawagancje. Mąż zostawił na pamiątkę otwartą linię kredytową. Nieważne.
Machnęła ręką i pociągnęła go w stronę okna.
- Popatrz! - dyskretnie uchyliła firanki - stara Madejowa wysiaduje jak przed laty.
Wskazała palcem na postać w oknie po przekątnej. Owinięta w gruby szal kobieta nieufnie łypała oczami na przechodniów.
- Wczoraj wracałam ze sklepu - ciągnęła z wypiekami na twarzy. - Padało, naciągnęłam kaptur na oczy, prawie biegłam, i nagle słyszę z okna "a panna niech się tak nie spieszy, szkoda nóg łamać".
Umilkła w oczekiwaniu na reakcję.
- Zawsze tak do mnie mówiła. W warzywniaku wciąż obsługuje pani Krysia. Tylko dziewczyny z podwórka podorastały, pchają wózki, niektóre ciągają dzieciaki...
Położył jej dłoń na czole.
- Gorączkujesz - stwierdził autorytarnie. - Może łyknij coś mocniejszego...?
Karolina oprzytomniała.
- Ale ze mnie ciota! - zawołała - wągrowieckie maniery! Może najpierw coś ciepłego?
- Herbatę z chęcią - powiedział.
- Dam ci z cukrem - zachichotała i ruszyła do kuchni. - Jakie szczęście, że jesteś! Mów, co u ciebie.
- Nic nowego - rozglądał się ciekawie po mieszkaniu. Niewiele się zmieniło, od kiedy bywał tu regularnie. Ściany wymagały gruntownego remontu, a meble - wymiany.
- Opowiadaj, jak tam twój tele-Romeo - szturchnęła go zaczepnie w bok. - Widzieliście się przecież w końcu...?
Przytaknął bez słowa.
- No i? - wzniosła teatralnie oczy do sufitu - Czy ja muszę wszystko wyciągać wołami? Przystojny?
- Pi twierdzi, że obłędny - westchnął zabawnie.
- Doskonałe referencje.
- Fakt, gust mu się nie zepsuł - stwierdził z przekąsem.
- Do rzeczy! - spojrzała groźnie.
- Robi wrażenie. Jest przyjemny. Wizualnie, w obejściu i w ogóle...
- Zwłaszcza to "w ogóle" brzmi intrygująco - prawie się rozmarzyła.
- Nie rozpędzaj się, nie został na noc - Robert uśmiechnął się pod nosem.
- Żałujesz? - uniosła badawczo brew.
- Jest dobrze wychowany - stwierdził wymijająco. - Przegadaliśmy kilka godzin, poszliśmy na spacer i na piwo. Potem grzecznie się pożegnał i poszedł. To wszystko.
- Żałujesz? - powtórzyła pytanie.
- Przyjechał i pojechał. Ma swoje sprawy. Bez sensu.
- Chyba, że i ty byś pojechał - podpuszczała.
- Wiesz, że nawet się zastanawiam. Przydałaby się zmiana klimatu. Aga dostała pracę w Berlinie, właściwie już się przeniosła. Jarek używa sobie w najlepsze i wszyscy mnie żałują - przybrał teatralnie zbolały wyraz twarzy.
- Wiem o co chodzi - z miną matrony nalała herbaty z dzbanka. - Chociaż z drugiej strony tak cię żałują, jak cię widzą...
Spojrzał na nią niezbyt przytomnie. Przez chwilę intensywnie się nad czymś zastanawiał. Wpatrywała się w niego wyczekująco.
- Podoba mi się jak cholera - wyznał wreszcie niechętnie. - Jest męski a przy tym kulturalny, przystojny. Rozumiemy się wpół słowa. Dokładnie mój typ, niestety. Ale ja chyba nie jestem obiektywny.
- Nikt tego od ciebie nie oczekuje - stwierdziła poważnie. - Mój Rysiek też był ideałem. - Nagle coś sobie przypomniała i rozpogodziła się natychmiast. - A propos używania: okazało się, że tu obok mieszkają dwaj chłopcy z branży - mrugnęła porozumiewawczo i ściszyła głos. - Co oni wyprawiają wieczorami! Sodoma i gomora!
Robert spojrzał zdumiony, z ustami pełnymi wyśmienitych ciasteczek z ledwością wyartykułował pomruk zdziwienia. Karolina przejawiała niezwykły talent w wyczuwaniu mężczyzn o odmiennej orientacji. Czasem zazdrościł jej tej umiejętności.
- Nie byłabym taka mądra - ciągnęła zadowolona z efektu - ale jednego znałam jeszcze z Wawki. Zabalowaliśmy kilka razy. Niezły numer: wracam, a on mieszka tuż za ścianą! - zachichotała z satysfakcją. - Fajnego ma kolesia. Zresztą po tym, co mi naopowiadali sąsiedzi i tak bym się z nimi musiała zaprzyjaźnić...
Zawiesiła głos, z pozoru całkowicie pochłonięta wygładzaniem obrusu.
- Poprosiłam, żeby wpadli na chwilę, to was zapoznam...
Prawie się zakrztusił, poklepała go energicznie po plecach.
- Karina! - syknął - nie próbuj mnie swatać, to się źle kończy!
- Jakiś przykład? - zmrużyła zaczepnie oczy.
- Bilion - prawie był zły za jej manewry. Nieprzepartą chęcią ułożenia mu życia pałała od początku znajomości. Pierwszy facet, którego mu przedstawiła, okazał się absolutnym świrem, drugi - notorycznym kłamcą. Wobec swojej słabości do gejów, dla siebie nie wybierała wcale lepiej. Z upodobaniem jej to wypominał twierdząc, że barometr uczuciowy ma ustawiony na odwrotne bieguny.
- Chłopcy są razem od lat, kochają się codziennie i nie miałam zamiaru ci ich podsuwać - odparła z udawaną urazą. - Chyba że wezmą cię do trójkąta. Nie są staroświeccy, ale nie pytałam...
Na dźwięk gongu w przedpokoju wzdrygnęli się oboje nerwowo.
- To pewnie oni - szepnęła i bezszelestnie ruszyła do drzwi.
Popukał się z dezaprobatą w czoło, chociaż nie mogła zobaczyć.
- A czeeść... - prawie zaśpiewała na cały korytarz.
- Nie przeszkadzam?
- Skąd, jest tylko Mikrobi - prawie zapomniał, że go tak nazywała. - A gdzie masz Tomika?
- Lada moment wróci... - drzwi trzasnęły cicho.
Karolina pojawiła się znów w progu z miną mistrzyni ceremonii.
- Robiku - zaczęła tajemniczo - pozwól że przedstawię, to mój sąsiad...
Gość wychynął zza futryny. Na widok Roberta zastygł z półoficjalnym uśmiechem na ustach. Karolina spojrzała na nich wyczekująco. Robert, równie zaskoczony, przerwał niezręczne milczenie.
- Adam? - zapytał. - Co ty tu robisz?
nasze strony | QueerPopBlog | QueerComiXXX | SensOralia | Okroochy | Paproochy | KokoDeBiżu | Koosalagoop | QueerPop.pl
środa, 1 października 2003
Karolina
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
nasze strony | QueerPopBlog | QueerComiXXX | SensOralia | Okroochy | Paproochy | KokoDeBiżu | Koosalagoop | QueerPop.pl
Blog Okroochy stanowi część platformy QueerPop.pl (cc) 2005-2008 by pietras
Wszystkie teksty autorstwa pietras/koosie/kusy/Marcin Pietras na tej stronie objęte są licencją
Creative Commons 2.5PL (Uznanie autorstwa - Użycie niekomercyjne - Bez utworów zależnych)
Wszystkie teksty autorstwa pietras/koosie/kusy/Marcin Pietras na tej stronie objęte są licencją
Creative Commons 2.5PL (Uznanie autorstwa - Użycie niekomercyjne - Bez utworów zależnych)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz