poniedziałek, 1 marca 2004

Legowisko

Środki ostrożności zawiodły. Usiłował bezszelestnie otworzyć drzwi i dostać się do mieszkania, jednak ledwie tylko postawił torbę na ziemi, w drzwiach małego pokoju pojawił się Miki: półnagi i zaspany, prawie osuwał się po framudze.
- Już jesteś? - zabawnie przecierał oczy pięściami. Bokserki zsunęły mu się zalotnie z bioder, odsłaniając ponętną smugę zarostu poniżej linii brzucha. Robert uśmiechnął się pod nosem.
- Kładź się z powrotem - powiedział spokojnie. - Przepraszam, nie chciałem cię budzić…
- Nie ma sprawy - ziewnął w odpowiedzi chłopak. - Chcesz pić albo coś zjeść? Podgrzeję…
- Nie wygłupiaj się - Robert poczuł się niemal wzruszony. - Wypiję trochę gorącego mleka i kładę się spać. Jestem skonany. Nie spałem ponad dobę.
Miki z niejakim trudem uniósł wyżej powiekę i przyjrzał mu się badawczo.
- Nie wyglądasz - orzekł obojętnie.
- Jutro zacznę wyglądać - Robert potargał go po czuprynie. - No już, wracaj do łóżka!
- A przyjdziesz do mnie na chwilę? - znów ziewnięcie.
Robert pokiwał głową i wskazał brodą drogę do sypialni.
- To przynieś mi coś ciepłego - ożywił się na moment Miki. - Najlepiej kakao.
Oderwał się od framugi i spowolnionym krokiem, powłócząc nogami ruszył do pokoju.
- Aha - przypomniał sobie. - Jarek zostawił wiadomość na półce.


Sięgnął po kartkę z pewnym ociąganiem. "Dzięki za użyczenie mieszkanka", przeczytał. Rozczarowany obejrzał papier z drugiej strony, ale był pusty. Odłożył notatkę na stół i sięgnął do lodówki. Ciężki karton z mlekiem o mało co wyśliznął mu się z dłoni. Nalał ostrożnie, wstawił kubki do mikrofalówki i wsunął pojemnik na miejsce.
Spłukał twarz chłodną wodą. Od kilku dni nie opuszczało go uczucie pieczenia na policzkach i skroniach, jakby nie schodziły z nich rumieńce ekscytacji. Tak wiele się wydarzyło, że pogubił się całkiem we własnych emocjach, nagle wystawionych na niespodziewaną próbę.
Kiedy Jarek zadzwonił po pomoc, Robert z początku nie rozumiał, czego od niego oczekuje. Po krótkiej rozmowie zaproponował spotkanie. Przyszedł od razu i przeraził go swoim wyglądem. Szaroblady, z zapadniętymi policzkami, poczerwieniałymi i rozbieganymi oczami, nie potrafił usiedzieć w miejscu. Co chwilę zrywał się, długimi krokami krążył po pokoju. Znów palił, i to dużo. Prawie nie odrywał papierosa od ust, nerwowo ściskał filtr w drżących palcach.
W Robercie drgnęła dawno wyciszona struna, o której istnieniu - jak sądził - dawno już zapominał. Z ledwością opanował czulsze odruchy i ograniczył się do położenia Jarkowi dłoni na ramieniu.
- Muszę na jakiś czas zniknąć - powiedział Jarek cicho i spojrzał na niego wyczekująco.
- To znaczy?
- Wyrwać się - powiedział Jarek. - Duszę się, czuję się osaczony.
- Jedź dokądś, rozerwij się trochę - zaproponował Robert.- Odpocznij.
Jarek pokręcił głową.
- Mam do załatwienia kilka pilnych spraw.
Zacisnął usta na wymiętym niedopałku. Rysy zastygłe we wściekłym grymasie sprawiły, że Robert poczuł lęk, nie wiedzieć: bardziej o Jarka, czy… przed Jarkiem?
- To może… - zawiesił głos niepewny, czy faktycznie chce powiedzieć, co mu przyszło do głowy - Jeśli chcesz, mieszkaj… tutaj. Ja wyjeżdżam na jakiś czas - dodał szybko.
- U ciebie? - Jarek zatrzymał się przy oknie. Spojrzał na niego przenikliwie, z niejakim niedowierzaniem. Nawet jeśli o tym myślał, tak otwarta propozycja wyraźnie go zaskoczyła.
- Spoko - brnął dalej Robert. - Tyle że z Mikim. Bywa tu prawie codziennie na noc…
- Miki? - Jarek bezskutecznie szukał w pamięci. - Czy coś przegapiłem?
- Nic z tych rzeczy - objaśnił Robert rozważając jednocześnie, co właściwie Miki robi w jego mieszkaniu i jaki jest jego status. - Po prostu… pomieszkuje - powiedział wreszcie i mimochodem zastanowił się, czy Jarek w ogóle go sobie przypomni:
- Bardzo miły chłopak, na pewno znajdziecie wspólny język.
Sytuacja wyglądała poważnie. Jarek uciekał, Robert mógł łatwo zgadywać przed czym lub przed kim. Z drugiej strony jednak Jarek nie przyszedł w żalach, nie oczekiwał wsparcia emocjonalnego. Szukał mety, kryjówki, w której mógłby wylizać się z ran i doprowadzić swoje życie do porządku. Żadnych uprzejmości, układów czy propozycji. Proste pytanie alternatywne, na które istniały tylko dwie odpowiedzi.
Nie zaproponowałby nic, gdyby Marek nie zaprosił go do siebie kilka dni wcześniej. Do tej pory ociągał się i wykręcał brakiem wolnego, teraz jednak w ciągu ułamka sekundy podjął decyzję.
- Nie będzie mnie pewnie z tydzień - powiedział głośno. - Może nawet dłużej…
- Tydzień wystarczy - rzucił sucho Jarek. Zorientował się, co powiedział i nieco uprzejmiejszym tonem dodał: - Jeśli nie masz nic przeciw temu.


- Żyjesz? - usłyszał zza ściany.
- Miałeś spać - powiedział głośno.
- Czekam na ciebie - w głosie Mikiego zabrzmiała wymówka. - Co z tym kakao?
Robert szybko rozrobił granulki w gorącym płynie. Wokół rozszedł się niedzielny, czekoladowy aromat. Brakowało tylko bułki z żółtym serem i pomidorem, pokrytym z wierzchu szczypiorem, starannie pokrojonym starymi nożyczkami babci. Na samo wspomnienie głośno przemknął ślinę.
Ustawił kubek na półeczce przy łóżku. Miki chwycił go za rękę i pociągnął do siebie.
- Muszę się jeszcze umyć - próbował stawiać opór. Miki prychnął w odpowiedzi i otoczył go ramionami.
- Rano się wykąpiesz - orzekł autorytarnie. - Nie będziesz mi tu teraz hałasował.
Robert uległ bez żalu. Ciało chłopaka emanowało przyjemnym ciepłem, pościel pachniała najsłodszym snem. Nagle ogarnął go niemal bezwład, powieki nieodwracalnie zaciążyły. Ostrożnie ułożył się na skraju łóżka.
- I jak było? - zapytał Miki i przysunął się do niego.
- Bosko - zamruczał Robert - jestem po prostu przerażony.
- To dobrze - wymamrotał chłopak - Będę miał gdzie mieszkać.
Robert zastygł nagle otrzeźwiony jego intuicją.
- Ciekawe skąd wiesz, że ci pozwolę - zapytał. Poczuł, jak Miki wzrusza ramionami.
- Przecież mnie lubisz - powiedział i wtulił ufnie twarz w jego szyję.
Robert zdążył jeszcze pomyśleć, że musi z nim poważnie porozmawiać. Napomykał już o jakieś szkole policealnej, może nawet o studiach, ale temat od tygodni wisiał w powietrzu bez konsekwencji. Ani się obejrzą, i nadejdzie termin egzaminów. Tak, koniecznie trzeba to załatwić.
"I co z tym zrobimy?", pomyślał, ale już całkiem innym głosem. Słodkim, spokojnym, kojącym. Radiowym. Telefonicznym. Pod powiekami zamigotał cień długich rzęs, w ustach zebrała się słodycz. "Jesteśmy dorośli", odpowiedział z trudem skupiając się na własnych słowach. Tylko czy nam się jeszcze chce.
"Kocham cię", powiedział Marek zanim zniknął. Robert odpłynął na dobre, chwilowo musiało mu to wystarczyć za całą odpowiedź.

Brak komentarzy:

Blog Okroochy stanowi część platformy QueerPop.pl (cc) 2005-2008 by pietras
Wszystkie teksty autorstwa pietras/koosie/kusy/Marcin Pietras na tej stronie objęte są licencją
Creative Commons 2.5PL (Uznanie autorstwa - Użycie niekomercyjne - Bez utworów zależnych)